GóryPodróże

Pieniny – Wąwóz Homole – Wysoka – Durbaszka

Wąwóz Homole – Wysoka – Durbaszka – Schronisko pod Durbaszką – Homole

Błoto, jeszcze więcej błota, owczarki, sarna, świerszcze i piekne widoki.

– Wiesz mamo, to chyba najpiękniejszy szlak tych wakacji – podsumował 7-godzinne wędrowanie Mikołaj.

Sam zaplanował wyprawę i ma być z czego dumny.

W wąwozie jest pusto – przed nami przemknęło trzech studentów, za nami nie ma na razie nikogo.

– Zaleta wędrowania o poranku – podsumował z radością Mikołaj.

– Pamiętam, jak ci się podobało Homole trzy lata temu. Chodziliśmy tutaj prawie cztery godziny, nie było chyba skałki, na którą nie starałeś się wejść. O, tutaj zrobiłam ci to zdjęcie, które tak podoba się babci!

– Wiesz co, chyba był niższy poziom wody – stwierdził konkretnie Mikołaj – teraz, po roku trenowania parkour tutaj bym doskoczył, ale nie ma bata, żebyś mi pozwoliła skakać nad taką rzeką trzy lata temu.

– A wiesz, masz rację. Oboje tutaj weszliśmy, bez problemu. A pamiętasz magiczne miejsce?

– To gdzieś pod koniec było…

Magiczne miejsce niedostępne. Pod wodą.

Za to jest mnóstwo błota i śliskich kamieni. Miko po kwadransie wygląda jak prawdziwy podróżnik:

– Ale skorupa błota!

– Wąwóz Homole – Mikołaj w swoim żywiole! – komentuję do kamerki – Skały i skałki

– Poprzednim razem za punkt honoru postawiłeś sobie omijanie wszystkich mostków, wiesz?

– Jak powyżej. Mam tylko jedne buty i perspektywę 20 kilometrów. W kłapiących będzie słabo się wspinać, błoto na razie musi mi wystarczyć. Za to jeśli będziemy tędy wracać…

– Podoba mi się twój sposób rozumowania. Wskazuje na dojrzałość psychiczną i dużą odpowiedzialność za szlak, który sam wybrałeś. – rzucam górnolotnie, ślizgając się na kamieniach.

– Hę? Znowu ktoś ci podrzucił jakiś poradnik czy jak? Napij się może drugiej kawy?!

– Synek, podoba mi się, że nie rzucasz się na każdą skałę, tylko chcesz dojść na Wysoką w suchych butach, nie jak w Izerskich w drodze do Chatki Górzystów! – rzucam prosto.

– No, i trzeba było tak od razu, a nie epatować mnie chaotyczną komplikacją faktów.

I tak sobie gawędząc i ślizgając się na kamieniach, w miarę energicznie przemierzamy wąwóz. Woda szumi, wokół ptaki i las, pięknie jest, co widać na zdjęciach.

Wychodzimy nad bazę namiotową. I widok nas po prostu oszałamia.

– Siadamy „kontemplować”?

– O, tak!

Jest pięknie, słonecznie, magicznie.

– To taka chwila, że potem się wspomina zimą, czy pamiętasz…

– Pięknie powiedziane synku, kocham cię

– Ja cię też

Wchodzimy do lasu, ktoś schodzi szlakiem.

– Tylko nie mów, że tam są schody! – rzucam groźnie – Dzień dobry

– Dzień dobry, yyy…?

– Nic nie mów!

– Dobrze – odpowiada spłoszony z lekka turysta. Miko się śmieje

Okazuje się, że na Wysoką są 4 partie schodów, ale dwie można spokojnie ominąć zboczem. W porównaniu z wczorajszym dniem, dojście na szczyt jest przyjemne i nieumęczliwe.

– O, tu mi się podoba! – rzecze Mikołaj – taka Sokolica, tylko bardziej. Bardziej ładnie, mniej ludzi, więcej skały. No i oczywiście – NIE MA SCHODÓW !!!

Jemy kanapki! A, poczekaj, jeszcze pieczątka!

– Ej, upaprałeś mnie tuszem!

– No to co?

– Właściwie – nic. Dawaj te kanapki!

Z Wysokiej wędrujemy na Durbaszkę.

– O, mamo, popatrz, tabliczka wersja robocza. – Chcesz zdjecie? Chcesz!

Widoki kapitalne.

Idzie się nam bardzo wesoło, bo pogoda śpiczna, widoki piękne, a Mikołaja złapała czkawka i doznaniom estetycznym towarzyszą słuchowe, głebokie i charakterystyczne. Usiłuję nagrać ten przedziwny dźwięk, ale wtedy czkawka się kończy.

Mikołaj znalazł kapitalny szlak. W Sudetach są poziomki, w Beskidach jagody, a w Pieninach – poziomki.

Schronisko pod Durbaszką wita nas pysznym kapuśniakiem, grzankami z maslem czosnkowym i wyborną latte. Bardzo klimatowe

Przed schroniskiem Miko z satysfakcją zapada się w kałużę błota.

– Mamo, nie śmiej się i przestań robić zdjęcia, jak się mam wydostać?!

– Hmm, szpagat zrób?

– Nie pomagasz! Poczekaj, będziesz chciała obiad, poczekaj… sama będziesz gotować! – rzuca największą groźbą wakacji syn.

Ścinamy szlak ścieżkami.

– Sarna, widzisz?! Jaka szybka!

Miko znalazł „skróta do skróta” i było kaptalnie, dopóki nie obszczekały nas groźnie z daleka trzy pasterskie owczarki. Juhasa brak, podejmujemy strategiczną decyzję o wycofaniu się.

Wracamy na magiczną łąkę. Skrótem. Za owczarkami.

– W sumie nadłożyliśmy około 2-3 kilometrów.

– Za to widzieliśmy sarnę, ogromnego świerszcza i nie pogryzły nas owczarki, same plusy!

– O, chyba widzę gdzie jest szlak, bo widzę jakiegoś turystę. Dobiliśmy do szlaku właściwego skrótami planowanymi.

Magiczna łąka koło Jawora Strażaków. Siadamy i plujemy kątem, znaczy zachwycamy si ę okolicznościami przyrody.

Świerszcz perfekcyjnie zakamuflowany w trawie.

– Jaki duży! Widziałaś?

– Ba, nawet mu zrobiłam zdjęcie, jak się wspina.

Wawóz w drodze powrotnej, coraz więcej ludzi.

– Jak ci ludzie idą w białych tenisówkach – nie rozumiem – podsumował Mikołaj, prezentując swoje górskie obuwie, zanurzone w błocie powyżej wysokości skarpetek

– Jakie to jednak fajne uczucie, my już schodzimy, oni dopiero wchodzą.

Deszcz zaczyna padać 3 minuty od wyjscia

– Czyli znowu wyszedł nam świetny timing, piękny szlak, mamo, chyba jeden z moich ulubionych na tych wakacjach.

Ilość rozmów, jakie nam się snują podczas tych szlakow jest najpiękniejsza.

Wieczornych bajań

Dobrych snów.

Tu się nam pięknie śpi.

– A wiesz, jaki jest plus scinania szlaku ścieżkami?

– Jaki?

– Tam nie ma schodów !!! – mówi triumfalnie dziecko i zasypia.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *