GóryPodróże

Góry Izerskie – Chatka Górzystów – Izery

Jakuszyce – Stacja Orle – Hala Izerska – Chatka Górzystów – Jakuszyce

6.45 budzik, zwięzłe śniadanie, kawa i na szlak.

8.06 parkuję w Jakuszycach.

– Hmmm, Mikołaj, nie podobają mi się te chmurki

Mnie też nie, to niebo nie mówi do mnie, super, czeka cię 20 km świetnej drogi, tylko przemoczę cię i to jak… na dodatek jest mi zimno w ręce i nos.

Mam podobne odczucia.

– Pokaż pogodynkę

– 10 stopni! Robi się nieprzyjemnie! – mówi dziecko, dopinając polar (po raz pierwszy w te wakacje)

– Idziemy?

– Jasne, póki nie pada, idziemy! – oznajmia Mikołaj

– Zmarzły mi uszy.

– A mnie nos…

– I te chmury…

– …wyglądają wrednie!

– Wracamy?

– No co ty, idziemy! Od tygodnia słucham o naleśnikach w Chatce Górzystów, dojdźmy tam wreszcie! – oponuje Mikołaj.

Stacja Orle – przyjemna, ruszamy dalej.

A na szlaku w kierunku Hali Izerskiej – jakiś wyścig kolarski, dwie setki w sumie kolarzy nas mijają falami, wpychając w borowiska.

– No w tym tempie to do wieczora nie dojdziemy – komentuje Miko, przepuszczając kolejną falę na rowerach.

– Czy organizatorzy tego eventu pakują ich w paczki po 20 sztuk i tak wysyłają na trasę?! Nie mogliby od razu wszystkich razem?

Dochodzimy do torfowisk Izery i do rzeki. Jest piękna. Wychodzi słońce – tuż nad nami. Wokół wszędzie czarne, burzowe chmury.

Jest rzeka, w rzece są kamienie.

Miko oczywiście zamierza przejść na drugi brzeg.

– Synek, może pojdziemy dalej? Chmury na horyzoncie – kwoczę, myśląc czule o naleśnikach.

– Chmury są od samego rana, weź zobacz, jakie fajne kamienie

Powrót z drugiego brzegu rzeki kończy się mokrą nogą do kolana.

– Idziemy czy wracamy?

– No gdzie wracamy, idziemy dalej… przecież wyschnę! Jak będzie słońce, to wilgoć wyparuje, a jak wiatr, to wywieje – peoruje mój syn, bardzo zadowolony z siebie.

Chartka Górzystów.

W środku tysiące książek poustawianych na pókach – klimat robi natychmiast

– Tutaj można dać się zasypać zimą i przez miesiąc będzie co robić, półka po półce… – mruczy zachwycony Mikołaj. – Mamo, jak to możliwe, że ty tutaj wcześniej nie dotarłaś?!

– Dzień dobry, jaki piękny kolor włosów, poprosimy dwa naleśniki, zupę i kawę – rzucam na jednym oddechu.

– Mamo, jeden naleśnik i kawę. Wystarczy – tonuje mnie Miko – tak, jeden. Zawsze można domówić.

Dziewczyna przyjmująca zamówienie się śmieje:

– Młody dobrze mówi, naleśnik jest duży, goście mają problem, żeby przejeść…

Dostajemy po 10 minutach cudo – biszkoptowy naleśnik z bitą śmietaną i sosem jagodowym. Pyyycha, przewodniki miały rację.

Mikołaj (jak zwykle) też. Najedliśmy się oboje.

Przybijamy piątki przed schroniskiem:

– Dobra, warto było tu wędrować 10 kilometów.

– A wcześniej przejechać 500km…

– czyli 510 km i zajadasz pyszne biszkoptowe naleśniki z jagodami – konkluduje optymistycznie Mikołaj

Wracamy. Nadmiar cukru uderza do głowy a właściwie do żołądka. Idę i oczy mi się kleją. Miko proponuje konkurs zagadek logicznych i obserwacje torfowisk.

Chmury nad nami.

– Nie patrz w lewo, patrz przed siebie, tam jest ładnie! Nawet jak nas zleje, to już w drodze powrotnej, damy radę – instruuje mnie dziecko i dopytuje o definicję ciśnienia.

– Popatrz, mamo, widzę parking! Jakie to miłe uczucie – nogi bolą, uczciwe 20 km, my właśnie schodzimy ze szlaku, a inni dopiero na niego wchodzą. Dobrej drogi!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *