GóryPodróże

Zamek Książ – Stary Książ – podziemia, czyli 7,5 godziny wędrowania

Mamo, popatrz, jest twoja ulubiona zamkowa kosiarka, chcesz się przywitać? śmieje się Mikołaj. Na zamkowym trawniku pomyka radośnie automatyczna kosiarka – podobną wprost zachwyciłam się w Zamku w Wilanowie. Do tej pory uważam ją za najzabawniejszy element zwiedzania!

Zamek zwiedzamy z audioprzewodnikiem na uszach.
– Fajnie było – podsumuje Mikołaj – krócej, niż w Wiedniu. Idziemy do ogrodów?
– Mamy wspólny bilet, czekamy na Kubę
– Jak to możliwe, że mamy ten sam przewodnik, w tej samej wersji językowej, my już skończyliśmy, a Kuba jest w połowie?! – irytuje się Mikołaj.
Wielkość i rozmach architektoniczny może robić wrażenie. Zamek Książ do tej pory kojarzył mi się wyłącznie z kompleksem Reise i nazistowką przeszłością, tymczasem wędrujemy szlakiem głównie „cywilnej” historii zamku i problemów dworskiej etykiety.
Żyrandol zwijany na korbkę w sali Maksymiliana, przepych i wieżyczki – jest się czym zachwycać.
W ogrodach Mikołaj znalazł kolejnego kota, zachwyconego możliwością połączenia wygrzewania w ostrym słońcu z przyjaznym drapaniem od nieznajomych.
Tymczasem podziemia zamkowe okazały się najnudniejszym, najsłabszym punktem programu. Ossówka urosła.
Pomysł wybudowania sobie (literalnie) ruin zamku w okolicach, skoro żadne „autentyczne” ruiny się nie przypętały w sidłach historii uważam za całkiem fantazyjny. Po obejrzeniu Stadniny Ogierów i Mauzoleum idziemy przyjemnym szlakiem w kierunku Starego Książa.
Moi synowie oczywiście natychmiast wdrapują się na co wyższe mury, a ja grzecznie kwoczę z parteru:
– Ostrożnie wchodźcie, proszę, nie spadnijcie, trzy punktu podparcia!
Całkowitym niewypałem okazuje się Palmiarnia (w cenie biletu). Primo, na prostej drodze kaleczę się boleśnie patykiem (sic!). 200 metrów od celu, na zwykłej drodze. Idę, a krew mi się leje pod kolanem. I „kląska” przy każdym kroku.
– Moja mamusia: trenuje sztuki walki, jest OK, szlak 20 km w górę i w dół, jest OK. Prosta droga – problem. Mamo, musisz uważać, proszę! Zatrzymaj się wreszcie, to trzeba opatrzyć. Co masz w apteczce?!
Secundo – w palmiarni są zwierzęta w klatkach – lemury. Tego się nie spodziewałam (chciałam zobaczyć roślinki tylko i wyłącznie, szczególnie bonsai), serce mi się ściska, wychodzę!
– To chyba mamy ustalone, podobnie jak ze skansenami, prawda? – konkluduje Mikołaj. – Skanseny nie, dziękuję, palmiarnie tak samo. Jak noga? Dojdziesz do parkingu?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *