GóryPodróże

Sudety – Bobrowe Skały

Bobrowe Skały – Grzybowiec – Piechowice

Pogodynka ostrzega przed deszczem.

– Świetnie, to jutro śpimy! – cieszy się dziecko.

Na wakacjach budzimy się wcześniej niż w domu, 6.30 to norma (wtedy 7.30 jesteśmy na szlaku, unikamy najwiekszego upału i w ogóle jest cały dzień do zagospodarowania).

– To wstaw budzik na 9.00 mamo! – rzuca Miko i zasypia.

Obudziłam się wyspana o 7.10. Mikołaj ocknął się o 7.20

– Wyspałem się, obudzilem się w dobrej fazie, deszcz nie pada, wychodzimy? – rzucił, patrząc na radosne chmurki za oknem.

– Taaak, robimy śniadanie i wypad

Ale góry to są góry. Dlatego w plecaku zawsze musi być pedeszcz, polar, czekolada, woda, powerbank i latarka. Niezależnie od pogody, ponieważ właśnie w górach pogoda zmienia się błyskawicznie. Tym razem odczujemy to na własnej skórze…

10 minut później:

– Mamo, widzisz te chmury?

– Nie widzę, moja pogodynka mówi, że to zwykle chmury.

– To spójrz w niebo i powiedz sama

Posłusznie zadzeram głowę:

– O,o… to są chmury za kwadrans deszcz. Oki, to wyjście za pół godziny. Mogę zrobić refill kawki…

– Wychodzimy, mamy pedeszcze, przynajmniej zrobimy jakiś szlak – oznajmił zdecydowanie Mikołaj dwa kwadranse później.

Szlak piękny, nieumęczliwy ..

– Mamo – zaoponował Mikołaj – a który szlak był dla ciebie umęczliwy, co?! Lackowa dla ciebie też jest nieumęczliwa, za to malownicza, bo się można korzeni buków trzymać! Barania Góra za drugim razem to był falstart, bo wzieliśmy za mało wody, Babia jest piękna, byle nie cyprostradą od Sokolicy, bo nudne schody, Pilsko znakomite z uwagi na jagody… Jakiż poproszę szlak dał ci w kość, tak porządnie?!

– Babia – mruczę grzecznie – bo zabraliśmy za mało wody, a upał był wielki.

Reasumując – wędrując swobodnie i narzekając na względną nudę szlaku (brak przewyższeń, skał, przeszkód ruchomych itd.) dotarliśmy w radosnych nastrojach do Bobrowych Skał. Na których to umieszczono tabliczkę o niebezpieczeństwie wspinania się na nie i narażaniu własnego życia i zdrowia.

Wleźliśmy oczywiście. Barierki na szczycie są – w rzeczy samej – zdekompletowane .

– Mamo, prościej będzie – została jedna, bardzo ruchoma pozostałość po barierce, może budżet im się wyczerpał?

– To co, śniadanie na skale?

– Chętnie.

Pogoda piękna, niebo jasne, słońce świeci.

Idziemy na Cierniak (ścieżkami poza szlakiem). Jedno jest pewne – w tym sezonie tą ścieżką poza nami nikt nie wędrował.

I kiedy dochodzimy do rozstaju dróg… z niesamowitym wyczuciem chwili zaczyna padać deszcz

– Synek, zawracamy?

– Rzeczywiście, pada coraz mocniej. Świetnie, wypróbuję nowego pedeszcza!

Kwadrans temu niebo było przejrzyste, błyskawicznie aura się zmieniła i siecze nas deszcz.

Zawracamy po własnych śladach, co jest o tyle przyjemne, że rozpoznajemy punkty charakterystyczne, szacując odległość.

– To drzewo, na nim robiłeś fikołka

– Ten zakręt ze śmiesznym drzewem w motyla

– Ta polana z poziomkami..

Wskakujemy do auta – przydają się podgrzewane fotele!

– Przynajmniej mam świadomość, że coś zrobiliśmy. Agro świetne, ale przecież nie będziemy siedzieć cały dzień na miejscu – kwituje krótko Miko po wysączeniu gorącego kakao.

Po obiedzie

– Mamo, nosi mnie już, idziemy na jakiś szlak?

Zatem zgodnie z zamówieniem zwięzły szlak na Grzybowiec, obok paśnik gigant (rodzinny) dla saren (to jest paśnik VIS – Very Important Sarna według Miko), znowu mały deszcz, pogonił nas na szlaku, pokropił, dodał sił. Ciekawe, co wymyślimy na jutro?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *