GóryPodróże

Borowa – „Droga przez mękę” na czarnym szlaku i całkiem niezła wyrypa

Tym razem w góry wyruszyliśmy po południu – to bardzo odmienne od naszych zwyczajów wybierania się na szlak wczesnym rankiem.

Cóż, po powrocie ze zwięzłego szlaku wokół Osówki zrobiliśmy się głodni. A Miko zaserwował ryż w sosie z mascarpone ze szpinakiem. Trzeba było potrawić w ogrodzie po takich cudach kulinarnych…

Borowa to najwyższy szczyt Gór Wałbrzyskich, a te góry – całkiem niezwykłe są.

Wchodzimy na Borową czerwonym szlakiem, z całkiem sympatycznym podejściem.

– No, może podejście na Lackową nie konkuruje, ale ostrym tempem szybko nabiera się wysokości.

– Swoją drogą na Lackową to moglibyśmy w tym roku też pójść, to moja ulubiona górka – mruczy Mikołaj.

– A pamiętasz tę turystkę, która trzymała się korzeni buków i krzyczała ze złości?

– Mąż z dzieckiem poszli przodem, a ona narzekała: „Niski, ja ci dam Beskid NISKI! W Tatrach jest łatwiej, tam przynajmniej są ŁAŃCUCHY!”. – Śmieję się do naszych wspomnień. – Mam ten tekst wdrukowany. Oki, to w sierpniu skoczymy powędrować po Niskim, chętnie.

– A może we wrześniu? – rzuca Miko. – Pamiętasz te mgły?

– Te, o których opowiadałeś, że autorzy bajek powinni obowiązkowo przyjeżdżać, żeby móc pięknie pisać? Oj, tak, pamiętam…

I pośród rozmowy, jak często niedostrzegalnie, przed naszymi oczami pojawił się szczyt. A konkretnie wieża widokowa. Ładna.

Z kratownicami. Nieładnie.

– Idziemy, idziemy. O, popatrz, jak jest na okrągło, to nie masz podestów do zatrzymania i całkiem sprawnie to idzie.

– Jeszcze trzeba zejść – rzucam cierpko.

– Popatrz na widoczki, ładnie jest – komentuje pogodnie Kuba.

– Mamo, coraz lepiej działasz na kratownicach – potwierdza Mikołaj – Dwa dni temu na Śnieżniku, dzisiaj na Borowej, ładnie!

– To tylko dzięki tobie Mikołaj. Idziesz za mną i cały czas pilnie mnie zagadujesz, żeby mi się lepiej wchodziło. – odpowiadam szczerze.

A Mikołaj puentuje:

– Przecież od tego jestem!

Synowie to mój najwspanialszy team.

Schodzimy czarnym szlakiem. Powiększam skalę mapy turystycznej (cudna apka! mapy offline) i ze zdumieniem czytam

– Chłopaki, ten szlak nazywa się „Droga przez mękę”. – wołam do dzieci. – A na razie wygląda bardzo sympatycznie, te paprocie i kwiaty na szczycie…

Było po deszczu, było ślisko, odrobinę stromo.

Dzieci bezpiecznie zbiegły natychmiast i bez problemu, mnie to zajęło więcej czasu. Chłopaki robili systematyczne przystanki, żeby mnie mieć na oku. Oczywiście natychmiast podzieliłam się z synami wątpliwościami na temat żółwiego tempa mojego zejścia.

Odtąd Mikołaj przyglądał się uważnie, jak schodzę i wydał trafny werdykt:

– Kiedy schodzisz normalnie, to stawiasz nogę od pięty. I idziesz szybko. Jak jest śliski grunt, to stawiasz całą stopę i sama się hamujesz, zatem jest dużo wolniej. Potrzebujesz dodatkowej energii na każdy dosłownie krok, to bez sensu, bo kolejny znowu wyhamowujesz i tak na okrągło. Spróbuj schodzić normalnie, mniej się zmęczysz.

Uważność dziecka i precyzja obserwacji. To samo jest na każdym treningu. Czegokolwiek uczy mnie, starszego brata czy kolegów – jest świetnym trenerem. Każdy program szkoleniowy dobiera dokładnie pod indywidualne możliwości. Uwielbiam –

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *