Konie plaża i mgła, czyli dlaczego jazda konna razem z synem jest tak fantastyczna…
Rajd kłusem po lesie, kiedy nawet na sosnowy młodniak patrzysz z góry, bo jedziesz konno i chwila, kiedy cały zastęp dociera na plażę. „Mój” Didi rozbija kopytami fale, morze szumi i wiruje wokół nas. Magia działa.
Świat z końskiego grzbietu wygląda zupełnie inaczej.
Wielkie podziękowania dla Kasi, za wiarę w nas i nasze umiejętności, wstawienie mnie na Didka („poradzisz sobie!”) i dla całego Twojego fenomenalnego zespołu:
- Dominika, Piotr – ogromne dzięki za jazdy na ląży, niezachwiany uśmiech i fachowe szkolenia
- Oleńka – za Twoje bezbłędne ogarnianie zastępu na maneżu („Ewa, niżej ręce, Mikołaj, wyprostuj się i zmieniamy kierunek po przekątnej, no obudźcie te konie, Olga łydka i dajesz!”)
- Amelka, Martyna – Miko najchętniej jeździłby na ląży z Wami cały czas („starczy tego dobrego Miko, jutro na maneż!”)
- Julia – za kapitalny teren i wyprawę na plażę
Wrócimy do Was, tylko jeszcze wyrzeźbię, kiedy.
Wieczory pod namiotem, z nowymi przyjaciółmi (dziękuję!), wschody słońca oglądane wspak, kawa o poranku… i zbieramy się, pora wsiadać na konie. „Chwilo trwaj, jesteś tak piękna!” – mogę wołać za Faustem albo niezmiennie powtarzać Carpe diem
Za fotki z rajdu wielkie dzięki Mamie Kasi i Julii (trzymanie wodzy, anglezowanie i obłędny zachwyt w oczach skutecznie utrudniają własnoręczne robienie zdjęć), zdjęcia stacjonarne moje (zachód słońca nie ucieka, on się tylko każdego dnia przeobraża w nowe cudo, a kawa, jak to kawa, z kawiarki pod namiotem smakuje najlepiej na świecie).
Wyszukiwarka (algorytmy działają: sprawdzałam toczek i bryczesy w ofercie Decathlon) uczynnie podpowiada: Transjurajski Szlak Konny. Brzmi kapitalnie…